Zapowiadali deszczowe popołudnie i rzeczywiście padało ale koło 17 przestało a pogoda zaczęła się stabilizować. Postanowiłem wyciągnąć MMSa na rozprostowanie szprych, kierunek oczywista oczywistość to trasa treningowa, chciałem porównać co dała mi jazda na szosie. Początkowo nic się nie działo, pojechałem ścianką koło Szubryta pod Paścią później dróżką do właściwej trasy i dalej na górę. Już pierwszy zjazd pokazał że nie wrócę czysty:) dodatkowo okulary pokrywały się mglistą powłoką przez co widoczność była ograniczona, acha z drobnych usterek to jeszcze odpinająca się na wybojach torba pod siodłowa i wyłanczający się licznik (to wszystko na pierwszym zjeździe). Do drugiego już się przygotowałem, torbę schowałem za drzewem a okulary dokładnie wycierałem przed zjazdem. Kolejne podjazdy szły bardzo dobrze, super się jechało dużo lepiej niż w tamtym roku z czego jestem bardzo zadowolony. Przed ostatnim zjazdem (nie wiem jakim cudem) wyleciała linka od tylnej przerzutki z rynienek, przez co straciłem 5 minut na mocowanie się z tym czego efektem były rozregulowane tylne przełożenia (nie przeszkadzało to jednak bardzo), ostatni podjazd zaliczony, można jechać do domu. Tylko wyjechałem z lasu jak zaczęła się ulewa, schowałem się na przystanku (oczywiście bez ławeczki), posiedziałem z 5 minut po czym postanowiłem jechać w deszczu w końcu został mi już tylko paro kilometrowy zjazd, dodatkowym plusem jazdy w deszczu był czyściutki rower na finiszu:) W sumie mało kilometrów ale bardzo treściwych i z kilkoma przygodami.
/ Dane wycieczki:

Km:	30.50	Km teren:	0.00	Czas:	01:45	km/h:	17.43
Pr. maks.:	49.50	Temperatura:		HRmax:	169(%)	HRavg	131(%)
Kalorie:	kcal	Podjazdy:	879m	Rower:	MMS (Merida Matts Speed)